Spis treści
Każdy z nas w swoim najbliższym kręgu jakiegoś „fachowca” od budowlanki, lub chociażby takiego, który zna „dobrą i rzetelną” firmę budowlaną. Nie inaczej było z nami. Znajomy rodziców ma firmę budowlaną, a dodatkowo w tej firmie pracuje mój kolega, z którym znamy się od przedszkola – idealny układ, wszystko pójdzie gładko… otóż nie…
Spotkanie na miejscu budowy
Umówiłem się na spotkanie na działce, bo prawie każdy budowlaniec chce obejrzeć teren przed jakąkolwiek wyceną. Czekam i czekam… spóźnienie 20 minut, ale spokojnie przecież to znajomi, mogę poczekać nic mi się nie stanie. Wchodzimy na działkę szybki rzut oka i od razu kilka spostrzeżeń ze strony znajomego:
- ale się wpakowałeś
- wąsko, ciasno
- nie no tu trzeba przywieźć x naście wywrotek ziemi
- najlepiej wymienić cały grunt
- zobacz jak tu mokro woda stoi po kolana (byliśmy jak śnieg zaczął topnieć)
- tu nie wjedzie nawet koparka, tu trzeba wyłożyć jakieś utwardzenie
i kilka innych mniej istotnych… Szybkie sprawdzenie projektu i znowu kilka rzuconych słów:
- po co te trzpienie, to bez sensu
- a nie po co terriva, machniemy płyty
- a fundamentu zwykłego to tu nie robimy, tylko płyta fundamentowa
- ytong to na piankę, po co na klej
Kilka papierosów, chwila chodzenia, oczywiście nastawianie, że będzie to dużo kosztowało, najlepiej to już teraz zwozić ziemie itp. itd. Konkluzja była taka, że projekt musiałem cały skserować, mapki geodezyjne również, projekty przyłączy i dopiero wtedy się zastanowią nad ceną, ale już na wstępie informacja, że będzie drogo bo płyta, bo stal bo beton.
Spotkanie potencjalnego wykonawcy i kierownika budowy
Minęło kilka dni i spotkaliśmy się znowu na działce teraz jednak z kierownikiem budowy. O ile mnie można zamotać, bo znajomy, bo się nie zna, o tyle kierownik tutaj już zaczął wtrącać swoje uwagi, że nie wszystko można na odwal i nie wszystko na zasadzie damy radę i jakoś to będzie… Więc trochę rozważań, do jakiś tam technicznych wniosków oboje panowie doszli i rozjechaliśmy się do domów. Ale to spotkanie już dało mi do myślenia… może znajomy to nie był taki dobry pomysł, chociaż kierownik budowy uważa, że dobrze jest znać firmę budowlaną.
Pierwsza wycena budowy
Po jakimś tygodniu dzwoni telefon, gadka szmatka, no już wiemy ile to będzie kosztowało. Cena 135 000 złotych powiem szczerze, że liczyłem na delikatnie niższą wycenę w okolicach 100k a przynajmniej tak planowałem. Kolejna chwila rozmowy, ale to z dachem tak? Nie dach osobno… yyy no dobra to ile ten dach? 20 tysięcy. Okey czyli podsumowując mamy stan surowy otwarty z dachem za 155 000 złotych, okey… a przyłącza, no woda kanaliza okey, prądu nie ruszamy i gazu też. Dobra spokojnie ale doliczyliście te przyłącza do tej wyceny, a nie to dodatkowo jakieś 5 tysięcy złotych.
Na spokojnie, bo zaraz mnie szlag trafi, ale rozmawiam dalej, czyli ostateczna wycena to 160 tysięcy – TAK!
Umowa na roboty budowlane
Wzór umowy na roboty budowlane, który ja zastosowałem (zlepek kilku umów) znajdziecie w tym wpisie, bądź spod linka na początku tego zdania. Jednak do rzeczy, kiedy już przetrawiliśmy ogólną wycenę, czyli te kosmiczne 160 tysięcy (w teorii strona z projektami zakładała lekko ponad 200 tysięcy z instalacjami), musieliśmy usiąść do umowy.
Nie spodziewajcie się, że firma budowlana ma jakąś super umowę lub, że w ogóle ją ma. Najczęściej podpisują oni umowy od deweloperów, nie posiadają swoich, a jeśli tak to ta umowa nie chroni Was przed niczym. Tutaj było podobnie oczywiście brak umowy, przygotuj swoją.
Zatem przygotowałem umowę z dość wysokimi karami za opóźnienia, braki w realizacjach i innych sytuacjach losowych, które mogą się pojawić na placu budowy. Do tego nie mieli żadnych zastrzeżeń, natomiast na skanach od nich pojawiły się kolejne dziwne epitety w punktach gdzie razem z kierownikiem budowy mamy zatwierdzać elementy. Oczywiście były one zamazane, ale co komputer to komputer można dużo odczytać po powiększeniu – kolejna lampka ostrzegawcza w mojej głowie. Przeszliśmy przez temat umowy, zajęło to kolejny tydzień, ale już widać światełko w tunelu.
Nagła zmiana po stronie wykonawcy
Kilka dni przed umówionym terminem podpisania umowy dzwoni telefon. Nasz wspaniały znajomy wykonawca z tekstem, że musimy zmienić ceny na umowie, bo ceny z nowym rokiem uległy zmianie. Okey znowu na spokojnie, o jakiej kwocie mówimy. No… 18 000 złotych więcej… Teraz to już nie wytrzymałem, pierwsze moje słowa były dość ostre i przykre, ale że znajomy to mogłem sobie pozwolić. Dzwonię do kierownika budowy, który cały czas buduje te domy, czy bloki i pytam się, czy faktycznie jest taka zmiana na stali i na ytongu, żeby podnosić cenę o 18k złotych. Odpowiedź, jest zmiana ale bliżej plus minus 2 tysięcy złotych w zależności od rodzaju materiałów na cały dom.
Rezygnacja z wykonywania domu przez znajomego
Nie wiem, czy ekipa budowlana dostała lepszą propozycję, czy po prostu chcieli mnie kolokwialnie mówiąc wydymać. Tak czy inaczej grzecznie podziękowałem, stwierdziłem że nie mogę sobie pozwolić na takie koszty przy tak małym domu. W efekcie od pół roku nawet przez telefon nie rozmawiałem ze swoim kolegą z dzieciństwa. Dziwne czy nie, mamy wrażenie, że zrobiliśmy dobrze rezygnując. Poniżej dodatkowo lista rzeczy, które mogą być problematyczne, przy współpracy ze znajomymi:
- braki umów, lub ich powierzchowne traktowanie
- traktowanie Was jako znajomych, nie jako klienta
- najlepiej rozliczanie się do ręki, bez faktur i zaświadczeń
- spóźnienia
- brak odbierania telefonów, odpisywania na maile
- brak ścisłości wykonania
- rozkładanie odpowiedzialności na wszystkich
- brak możliwości „karcenia” typu „źle zrobione – ale przecież mówiłem że później się dorobi”
- trudność w egzekwowaniu warunków umów, „no przecież ze mną będziesz się sądził?”